– Muszę się zgodzić z moim profesorem panem Andrzejem Sepkowskim, który mówił swoim studentom, że „polityka przypomina gniazdo kukułek. Nic tylko rozsiąść się wygodnie i patrzeć, jak każdy usiłuje wypchnąć pozostałych”- mówi najmłodszy radny w Polsce, Dominik Drzazga.
– Nie chciałem wchodzić w prywatne przepychanki, daleki byłem od wchodzenia w układy i koterie. Na początku bycia radnym zaproponowano mi „bycie w układzie”. Oczywiście nie zgodziłem się i nie żałuję. Nie można sprzedawać swoich wartości i zasad.
Małgorzata Kupiszewska: Najmłodszy z radnych w Polsce minął już półmetek pracy w samorządzie. Panie Dominiku, proszę powiedzieć, co się – z perspektywy czasu – nie udało?
Dominik Drzazga: – To były trudne dwa lata. Wcześniej nie miałem doświadczenia oprócz teoretycznego, zebranego podczas studiów. Jednego dnia, 16 listopada zmieniło się wszystko. Początkową radość przykryła troska, że przyjmuję na siebie wielką odpowiedzialność. Wiedziałem, że wszyscy będą patrzeć na moją działalność ze względu na mój młody wiek. Po dwóch latach mogę powiedzieć, że jestem mądrzejszy i bardziej doświadczony. Od początku wiedziałem, że jako radny nie mam wpływu na wszystkie decyzje, te strategiczne dla gminy może podejmować tylko burmistrz. Skupiłem się na aktywizacji społeczeństwa, bo chciałem, aby mieszkańcy byli świadomi tego, co się dzieje na ich terenie. Zauważyłem, że władza w Złoczewie jest bardzo zakorzeniona i nie lubi zmian. Od lat nie zmieniło się nic – te same twarze w naszej lokalnej polityce, te same problemy. Muszę się zgodzić z moim profesorem panem Andrzejem Sepkowskim, który mówił swoim studentom, że „polityka przypomina gniazdo kukułek. Nic tylko rozsiąść się wygodnie i patrzeć, jak każdy usiłuje wypchnąć pozostałych”. Nie chciałem wchodzić w prywatne przepychanki, daleki byłem od wchodzenia w układy i koterie. Pierwszego dnia bycia radnym zaproponowano mi „bycie w układzie”. Oczywiście nie zgodziłem się i nie żałuję. Nie można sprzedawać swoich wartości i zasad.
Było trudno?
– Często moje pomysły nie znajdowały akceptacji. Miałem dni i myśli, że ciężko mi będzie działać, coś zmienić. Ale wtedy coś mnie jeszcze bardziej motywowało. Jestem z pokolenia, które nie chce wracać do przeszłości, tylko działać i być skutecznym. Wiele razy z tego powodu spotkało mnie wiele przykrych sytuacji, wymyślonych historii i słów wypowiedzianych tak, by mocno zabolały. Dla wielu stałem się zagrożeniem, bo nie udało się mnie podporządkować. Tak działa lokalna polityka. Przecież polityka to taka trochę miłosierna forma zrytualizowanego znęcania się nad sobą – dozwolona przez prawo. Trik polega na tym, że trzeba udawać, że nie boli.
W prasie można przeczytać o zarzutach prokuratorskich dla pani burmistrz, Jadwigi Sobańskiej. Głośna była sprawa zatrudnienia jej na etacie dyrektora w prywatnej szkole. Złoczew awanturami słynie?
– Nie chciałbym się zajmować takimi sprawami. Wolałbym się skupić na czymś innym niż rozmawiać o złoczewskich przepychankach, trwających od wielu lat. Wydaję się, że Pani Burmistrz popełniła błąd, jeśli chodzi o rozliczenie dotacji w sprawie Domu Samopomocy w Grójcu Wielkim, ale to sąd zdecyduje, czy jest winna. Z tego co wiem, w najbliższym czasie do sądu ma trafić akt oskarżenia. Często porównuje tą sytuację do kota, który im wyżej się wdrapie na drzewo z tym większej wysokości spadnie. To samo dotyczy się polityków, z tą różnicą, że oni nigdy nie spadają na cztery łapy.
Podwójny etat – burmistrza i dyrektora prywatnej szkoły – to sprawa moralności. Wobec dużego bezrobocia wśród młodych, sprawa budzi wiele zastrzeżeń, ale niech to wyborcy ocenią za dwa lata…
Zawsze powtarzam, że lokalni politycy popełniają największy błąd myśląc o swoim wysokim stanowisku jak marynarz o morzu: widząc w tym wielką przygodę, wielkie wyzwanie, drogę do samospełnienia i realizacji własnych ambicji. Nie przewidują, że mogą szybko utonąć. Będąc lokalnym politykiem trzeba pozostać sobą. Władza to nie kwestia prawa, musi jej towarzyszyć szacunek i moralność.
Jakie odnotował Pan sukcesy? Dwa lata ciężkiej pracy musiały zaowocować…
– Zamiast mówić o sukcesach lepiej powiedzieć o pracy na rzecz gminy. Korzyści z pracy mają wszyscy. Udało się wyremontować budynek klubu sportowego Złoczevi Złoczew. Młodzież tak chętnie teraz tam przychodzi. Zorganizowałem dwie edycje nocnego turnieju oraz pokaz kolorów przy użyciu proszków holi, brało w nim udział ponad 600 osób. Udało się wprowadzić strefę ruchu na osiedlu słonecznym, po którym jeżdżą dzieci na rolkach i rowerach i wkrótce prędkość zostanie ograniczona do 30km/h, przygotowywany jest również projekt na przebudowę osiedla „Kopernika”. Z diet radnego ponad 100 młodych osób pojechało do kina na film „Historia Roja”. Za swój osobisty sukces uznaję to, że zostałem doradcą Burmistrza w Błaszkach.
Co najbardziej odbiera energię, co w pracy samorządowcowi najbardziej przeszkadza?
– To trudne pytanie. Najtrudniej jest wszystkim dogodzić… Zawsze znajdą się malkontenci i niezadowoleni, niedowiarkowie i krzykacze. Często powtarzam sobie słowa Margaret Thatcher „Jeżeli jesteś nastawiony na to, żeby wszyscy cię lubili, będziesz gotowy poświęcić wszystko każdego dnia i niczego nie osiągniesz”. Mam taki charakter, ze nigdy się nie poddaję. Długo walczyłem o paczkomat dla miasta, chociaż słyszałem, że ludziom niepotrzebny jest paczkomat, bo nie potrafią korzystać nawet z bankomatu…W organizacji turnieju pomagali lokalni sponsorzy i mieszkańcy – udało się niemożliwe…Koszt organizacji takiego turnieju to ponad 7 tys zł a duża część środków podchodziła z moich diet i oszczędności. Tym, którzy twierdzili, że się nie uda muszę zadedykować te słowa: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajduje się jeden, który nie wie, że się nie da i o to robi”. Do moich kolegów radnych pragnę zaapelować, żeby w końcu zaczęli myśleć o mieszkańcach a nie o swoich czasami chorych ambicjach.
Czym Złoczew przyciąga? Po co mieliby przyjechać młodzi z innych miast. Jest to miejsce wypoczynku przyjazne rodzinom?
– Studiowałem przez kilka lat w Łodzi i zawsze tęskniłem za swoją małą ojczyzną. W Złoczewie ma powstać kopalnia węgla brunatnego, są plany, aby powstał Złoczewski Obszar Funkcjonalny. To w tym momencie wizja przyszłości, więc nie dziwi, że młodzi szukają swojego miejsca poza Złoczewem. Posiadamy wiele walorów historycznych, ale są słabo wykorzystane. Nic nie zapowiada, że się to zmieni… Marzenie, żeby ul Szeroka była jak Piotrowska w Łodzi w tej chwili jest nierealne, ale wszystko przed nami.
Gdyby miał Pan takie możliwości, co chciałby pan w Złoczewie uzdrowić, zmienić, przekształcić?
– Jednym słowem? Wszystko…
Ograniczyć niepotrzebne wydatki np. 170 tys przeznaczono na utrzymanie zieleni, zmniejszyć wydatki administracyjne, jednocześnie zwiększyć wydatki inwestycyjne, stworzyć indywidualny profil gminy, zastanowić się nad podatkami lokalnymi i stworzyłbym budżet obywatelski, którym zajmowałem się na studiach i napisałem nawet pracę dyplomową, która została wyróżniona przez Radę Menadżerów Publicznych na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. Od 10 lat nie uregulowano stanu prawnego działki, na której inwestycje chciał przeprowadzić Orlen., a takich spraw jest więcej. Co ciekawe gmina nie posiada żadnej działki, która mogłaby zostać przeznaczona pod większą inwestycję. Nie chcę być kojarzony z osobami, które wszczynają awantury, polityczne wojny, obrzucają siebie inwektywami. Często podczas sesji rady proponuję kompromisy, ale jednak wiem, że proponowanie kompromisu jest jak sugerowanie rekinowi, żeby cię najpierw polizał… Zostały mi dwa lata i jak się nic nie zmieni, nie będę chciał brać w tym dłużej udziału…
Autor: Małgorzata Kupiszewska
Foto: Jacek Majdański, Martyna Bogdańska