Tabliczki, napisy, zakazy i … psie odchody. Tak na dzień dzisiejszy wyglądają Siemianowice pod kątem boisk sportowych. Można oczywiście powiedzieć, a nawet trzeba to powiedzieć, że, są orliki, są nowe boiska ze sztuczną nawierzchnią, ale czegoś brakuje. Dzieci ze zwyczajnych szarych familoków mają utrudnione zadanie aby zagrać na takim boisku. Na boisku, o którym marzyliśmy przecież w latach młodości. Dzieci z dzielnic ciut biedniejszych nie będą jeździły „na gapę” aby tylko dobiec do boiska, które coraz częściej okupują seniorzy. Jedno jak widać się nie zmieniło – na mecz trzeba ciągle czekać.
Największy problem dotyczy niestety najbiedniejszych. Niegdyś w dzielnicach Siemianowic (Michałkowice, Bytków, Bańgów etc.) roiło się od boisk, które wyglądały trochę inaczej niż te dzisiejsze. Tamte boiska były zrobione z dwóch metalowych bramek wbitych młotkiem w ziemię. Odrobina trawy oraz wiele chęci. Tyle wystarczyło, aby na długie, zwłaszcza letnie wieczory nasze pociechy znikały z domu. Spędzały czas tam, gdzie wszystkie inne dzieci. Właśnie na takich boiskach. Nastąpiła pewna zmiana, ludziom zaczęło to przeszkadzać, a spółdzielnie mieszkaniowe śmiało akceptowały prośby większości członków, o tym, żeby zlikwidować przy-osiedlowe murawy i zamienić je na miejsce spacerów dla swoich futrzanych pupili. Niestety zapędziło to wiele osób w zły kierunek rozwoju.
Niegdyś nikomu nie przeszkadzało, że grało się w piłkę. Nikt nie grał w nią po zmroku, bo było za ciemno i oczywistością było zakończenie rozgrywek. Grali nasi dziadkowie, ojcowie, nawet czasami my. Następne pokolenia mają trudniej ze znalezieniem boiska do gry, a największym skandalem okazało się zamknięcie nawet boisk szkolnych (vide boisko w Michałkowicach dwa lata temu). Nikt z tym nic nie robi, po kolejnych wyborach prezydenckich oraz zmianie radnych projekt o nowych boiskach nawet nie drgnął. Prezydent nie zaczął nawet obiecywać, tego co poprzednik zrobić nie zdążył. Radni niestety nie chcą na ten temat rozmawiać, zakrywając się w/w orlikami. A dzieciaki? Dzieciaki sięgają tam, gdzie nie powinni. Marnują swoje lata młodości, bądź są straszeni karami za przeskakiwanie przez ogrodzenia. Boiska stały się monitorowane, pomimo tego, że nikt na nich nie gra a pieniądze na kamery wędrują z budżetu obywatelskiego. Błędne koło. Ludzie zaczynają narzekać, że młodzież jest coraz bardziej zdemoralizowana.
Niestety. Dwieście dzieci nie zagra na jednym czy nawet dwóch orlikach. Dzieci będą biegały i demoralizowały siebie nawzajem na innych gruntach, sięgając po coraz to gorsze używki. Reklama dopalaczy w świecie będzie coraz silniejsza i rynek stanie się niedościgniony. Nadejdzie zły dzień dla małolatów, którzy nie mają się gdzie wyszaleć. Niestety, o to na górnym śląsku z reguły nikt nie dbał. Zadbali za to ci, którzy nie poczuli smaku młodości i próbują za wszelką cenę utrudnić to innym.
Korespondent lokalny: Sebastian Borawski