Podatek katastralny w Polsce 2015
Kwestia zastąpienia w Polsce podatku od nieruchomości, wraz z podatkiem rolnym i leśnym podatkiem katastralnym, posiada już swoją bogatą i dość długą historię. Pomimo tego proces ten wciąż pozostaje w martwym punkcie.
Odpowiedzią na to pytanie są najprostsze symulacje wprowadzenia katastru nieruchomości w Polsce. Wynika z nich, że przy 1-procentowej stawce daniny, uznanej za europejską normę, obciążenie podatkiem od posiadanej w kraju nieruchomości wzrosłoby średnio 50 razy. W przypadku najbardziej popularnej w Polsce „dwójki” o powierzchni około 50 mkw. z 40-50 zł do około 2,5 tys. zł rocznie.
Tym samym całkiem nieźle zarabiający jak na rodzime warunki Kowalski musiałby poświęcić cały miesiąc pracy tylko na opłacenie podatku od posiadania swoich skromnych dwóch pokoi w bloku. Z kolei właściciel przeciętnego domu musiałby wyłożyć zamiast kilkuset złotych nawet 5-10 tys.
W takim razie być może bardziej odpowiednia w tego typu okolicznościach byłaby danina w wysokości np. 0,1 proc. wartości mieszkania? Sęk w tym, że tego typu regulacja niewiele by dała. Wprowadzenie katastru, a następnie jego utrzymanie to proces niezwykle złożony, pracochłonny, ale przede wszystkim kosztowny, wymagający powołania bardzo licznego, wysoko wykwalifikowanego aparatu urzędniczego.
W przypadku stawki 0,1 proc. większą cześć korzyści finansowych gmin pochłonęłyby ogromne koszty całej operacji. Z kolei przez samych podatników tego typu regulacja została by wrogo przyjęta jako etap wstępny do przyszłych podwyżek podatku, co w Polsce w ostatnich czasach jest ustawową normą.
– Wprowadzenie w Polsce podatku katastralnego w standardowej dla warunków europejskich wysokości 1 proc. wywołałoby więc trudne do przewidzenia skutki natury społeczno-ekonomicznej. Prawdopodobnie zdecydowanej większości właścicieli mieszkań i domów nie byłoby po prostu stać na tego typu obciążenie, tym bardziej, że w Polsce pozostałe podatki do najniższych nie należą – tłumaczy ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Sama mieszkaniówka zareagowałaby prawdopodobnie kuriozalnymi ruchami cen. W ramach swoistego wywłaszczenia wyprzedawane były by atrakcyjne i duże mieszkania w lepszych lokalizacjach, poszukiwane z kolei tanie i byle jakie lokale na miejskich peryferiach. Znacznie spadłyby też ceny domów, wyprzedawanych masowo przez gorzej sytuowanych właścicieli, głównie emerytów.
Poważny problem mieliby też spłacający kredyty hipoteczne, a mieszkaniowi najemcy musieliby się liczyć z ostrym ruchem w górę czynszów najmu. Jednym słowem to perspektywa swoistego „trzęsienia ziemi” na rynku mieszkaniowym. Czego jest to świadectwem?
Cywilizacyjne cofniecie faktem?
Problematyka taksacji krajowych nieruchomości jest po pierwsze dość krępującym świadectwem pewnego, jednak dość istotnego opóźnienia rozwojowego rodzimego rynku nieruchomości. Bo jak inaczej nazwać choćby powszechne braki w księgach wieczystych, dotyczące przede wszystkim uporządkowanych stosunków własności, bez których sprawna organizacja katastru nieruchomości jest praktycznie niemożliwa.
Po drugie, powszechne określanie perspektywy wprowadzenia 1-procentowego podatku katastralnego w Polsce jako społeczno-ekonomicznej katastrofy to najlepszy dowód wciąż bardzo marnej w rodzimych warunkach dostępności cenowej nieruchomości mieszkaniowych. Wynika ona niestety przede wszystkim z jednej z najsłabszych w UE siły nabywczej Polaków.
W tej sytuacji paradoksalnie nie pozostaje nic innego, jak tylko życzenia jak najszybszego wprowadzenia podatku katastralnego w Polsce. Będzie to bowiem sygnał osiągnięcia przez krajowy rynek nieruchomości, rynek pracy, czy wreszcie przez całą krajową gospodarkę parametrów korespondujących ze standardami krajów o zaawansowanym stopniu rozwoju.