Inwestując w kryptowaluty na początku roku stracilibyśmy aż 73.48 proc w tym okresie. Straty pojawiłyby się również, gdyby ktoś chciał zainwestować swoje pieniądze w kontrakty na ropę czy złoto. Ceny tych surowców spadły bowiem od początku roku odpowiednio o -10.15 oraz -3.86 proc. Co innego nowy instrument jakim są uprawnienia do emisji CO2. Od 1 stycznia 2018 roku (tj. od momentu kiedy oficjalnie stały się instrumentem finansowym) ich ceny poszybowała w górę o +194,9 proc.!
Zgodnie z publikacjami prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) jeszcze w IV kwartale ubiegłego roku (2017) średnie ceny sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym wyniosły 164,05 zł/MWh. Natmiast trzy kwartały później średnie ceny sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym urosły już do poziomu 208,83 zł/MWh. Dane za trwający jeszcze IV kwartał 2018 roku prawdopodobnie będą również optymistyczne.
Od 1 stycznia 2018 r. wspomniane uprawnienia uznano oficjalnie kolejny instrument rynku finansowego. Rekiny światowej finansiery i spekulanci różnej maści wyczuły trend jak krew w oceanie i zaczęły skupować uprawnienia na masową skalę, aby „pompować” ich cenę, a następnie odsprzedawać je podmiotom rzeczywiście zainteresowanym ich posiadaniem (np. zakładom przemysłowym) z dużo wyższym zyskiem. Nie łudźmy się. To każdy z Nas pokryje docelowo te wzrosty.
Aktualnie cena 1 uprawnienia do emisji CO2 od początku roku wzrosła o +194,9 proc. (z poziomu ok. 8 euro za tonę do poziomu 24,33 euro za tonę).
Co ciekawe – inwestowanie kapitału w uprawnienia do emisji CO2 było w 2018 roku jedną z najbardziej opłacalnych form pomnażania pieniędzy w ogóle bez praktycznie większego ryzyka.
Informacje te i sama sytuacja, w której spekulanci żerują na cenach nowego instrumentu może mieć dla Polski wręcz katastrofalne skutki. W końcu nadal stoimy na węglu i ktoś za to będzie musiał zapłacić. Na końcu każdego łańcuszka jest szary obywatel.