Czy te oczy mogą kłamać? Na zdjęciu wprowadzającym Burmistrz Wadowic dr Mateusz Klinowski i Ewa Całus, jego z-ca, podczas spotkania z mieszkańcami Wadowic. Chyba nadszedł czas, bym uderzył się w piersi, wyznał żal i worek pokutny założył. Dopiero po takim zachowaniu „nasz” burmistrz zacznie odpowiadać poważnie na moje pytania.
„Dziennikarze to nie mieszkańcy Wadowic”. Ot, nowa mądrość doktora. Szkoda tylko, że koń, jaki jest, każdy widzi. Od razu rodzi mi się pytanie. Kiedy ruszamy na rowerach do magistratu? Zrobimy próbę, ile ich się zmieści na korytarzu urzędu miejskiego? Słonie zaparkować muszą przed urzędem, to zrozumiałe…
W sali Kameralnej Wadowickiego Centrum Kultury 7. sierpnia br. odbyło się spotkanie burmistrza Wadowic dr Mateusza Klinowskiego z mieszkańcami gminy. Samorządowiec spotykał się już wcześniej z mieszkańcami podczas zebrań wiejskich lub z radami osiedli. Do pierwszych należało spotkanie burmistrza z ogółem mieszkańców gminy. Jak powiedział na wstępie: „spotkanie nie jest dla wieców politycznych, a dla zwykłych mieszkańców”. Jednak swoją postawą gospodarza tej idei zaprzeczył.
Na zaproszenie burmistrza przyszło ponad 120 osób, co na prawie 20 tys. miasteczko nie jest jakimś oszałamiającym sukcesem. (Zniechęcono pozostałych brakiem dbałości o estetykę zaproszenia? Warto się temu przyjrzeć). Informacje na temat urzędu burmistrz przedstawiał wraz ze swoją zastępczynią Ewą Całus. Można było się dowiedzieć, o zmianach idących pełną parą, szczególnie na lukratywnych posadkach w spółkach gminnych. Dało do myślenia – wymienia się skutecznie starą, znienawidzoną ekipę, na swoją. Nic w tym dziwnego. Szkoda tylko, że miało być inaczej… Obietnice wyborcze zapowiadały koniec z układami. Same oszczędności to za mało, gdy pojawiają się wątpliwości, co do transparentności działań.
Po prezentacji w stylu spędu partyjnego, bo w czasach PRL sekretarzowi partii też wszystko rosło (pojawiło się także mocno pamiętane: pomożecie?), przeszliśmy do zadawania pytań. Widać było, że Wadowiczanie mają problemy, czasem prozaiczne, a ich rozwiązanie zależy tylko od dobrej woli urzędników w magistracie. Czy jednak jej wystarczy do załatwienia tych błahych spraw? Okaże się po spotkaniu.
Podniesiono dwa kluczowe tematy: oświaty, która jak twierdzi Burmistrz jest kulą u nogi budżetu (chyba nikt nie słyszał, by którakolwiek gmina w Polsce na niej zarabiała) oraz transportu lokalnego. Jak wyliczył Klinowski gmina dokłada rocznie z budżetu do szkolnictwa 10 ml zł, a to powoduje, że brakuje środków na inwestycje. W tej sytuacji zapowiedziano, że przygotowywana jest reforma. Czy to oznacza likwidację szkół? A może prawdą jest, że klasy będą liczniejsze, bo jak wspominali niektórzy mieszkańcy zaraz po wojnie nawet do klas 50-cio osobowych chodzono i też było dobrze. Przecierałem oczy ze zdumienia. Niedawny jeszcze wykładowca akademicki nie protestował. W dodatku można było odnieść wrażenie, że jest skłonny pójść w tym kierunku. Tak ma wyglądać ten nowy kierunek zmian? Wadowice i okolice cofną się w rozwoju cywilizacyjnym do XX wieku?
Temat transportu miejskiego i wyprowadzenia busów z rynku oraz ścisłego centrum wywołał burzę na sali. Jednak do burmistrza nie trafiały żadne argumenty, że popełnia błąd i może doprowadzić do ruiny przedsiębiorców działających na tamtych trenach. Wydaje się niewiarygodne, aby zapomniał, o czym ze swoją grupą z Inicjatywy Wolne Wadowice jeszcze niedawno mówił, protestując przeciw zamykaniu wadowickiego rynku. Hm… Zmienił się punkt widzenia ze względu na miejsce siedzenia? Twierdzenie, że transport lokalny, za który gmina zapłaci, bo tak to pana burmistrza rozumie, rozwiąże problem, jest jakąś chyba aberracją umysłową. Pytam, gdzie w tym wszystkim jest dbałość o starszych i zniedołężniałych mieszkańców okolicznych wsi, którzy przyjeżdżają busami prawie przed sam szpital? To jakaś nowa forma znieczulicy społecznej?
Przy okazji jednak okazało się, że obecny włodarz miasta nie ma nic nie ma przeciw galeriom handlowym na obrzeżach miasta. W planach ma także ideę wprowadzenia na rynek nowego centrum handlowo-rozrywkowego. Tak to odebrałem, ciekawe, że innym zebranym na sali jakoś umknęło uwadze. Dopytać nie było jak, bo jako mieszkańcowi odebrano mi prawo zadania pytania. Jak wyjaśnił burmistrz Klinowski: „jesteś dziennikarzem i masz dać szansę mieszkańcom” ( Ups, i tu pierwsza niespodzianka. Nigdy nie przechodziliśmy na ty…). Nie pomogły protesty. Poczułem się dyskryminowany jako mieszkaniec. Odebrałem, że nastąpił podział na lepszych i gorszych. Jak to się ma do głoszonych haseł przez burmistrza Wadowic o budowaniu demokracji lokalnej? W takim traktowaniu nie byłem osamotniony, w tej sytuacji był także Kazimierz Zieliński. On także nie otrzymał prawa głosu jako mieszkaniec. Dlaczego? Bo jest dziennikarzem. Ponadto były Starosta i zarazem konkurent do fotela Burmistrza Wadowic Jacek Jończyk także. I bloger Zbigniew Targosz no i dość aktywna komentatorka z portali internetowych, której nie znam osobiście, ale wiem o jej działalności.W części, gdy mieszkańcy zadawali pytania, nam odebrano to prawo.
A gdy przyszła pora na pytania od dziennikarzy w tym momencie musiałem uprawiać prywatę, by zadać pytania jako mieszkaniec. Do tej pory nie zdarzyło mi się nigdy przedkładać sprawy prywatne nad dobro publiczne. Sprawa, którą poruszałem dla mnie była bardzo ważna, bo dotyczyła ulicy, przy której mieszka i burmistrz. Jak stwierdził dr Klinowski nic nie może zrobić z ulicą Krasińskiego i tamtejszymi chodnikami, mimo że można połamać sobie na nich nogi. Nie potrafi się porozumieć z inwestorem, który wybudował osiedle. Jak to? Aż chciało się krzyknąć. To kto może jak nie burmistrz?
Interesowało mnie także, jaki był powód zakazu organizowania wspólnych koncertów letnich WCK i Restauracji „Ogrodowa”, które przecież miasto nic nie kosztowały. Pytałem, czy prawdą jest, że burmistrz dofinansował, w kwocie 50 tys. zł, jubileuszową imprezę Maspexu, największej prywatnej firmy w Wadowicach. Odpowiedź była szokująca. Jak się okazało nie zakazał niczego, a na dodatek nie zrobił niczego innego, niż jego poprzedniczka tak krytykowana za tego typu działania w minionych latach przez niego jako radnego gminnego.
Pytań, które miałem przygotowane jako dziennikarz nie zdałem, bo odebrano mi mikrofon i już nie dopuszczono więcej do głosu nawet adwocem. A chciałem zapytać, kiedy zacznie traktować wszystkie media jednakowo i czy kiedykolwiek zdejmie mnie ze swojej czarnej listy dziennikarzy.
Spotkanie się zakończyło, gdy na sali zostało ok. 60. Mieszkańców. Większość po zadaniu pytania wychodziła, co może sugerować, że nie interesowały ich słowne tyrady doktora Klinowskiego. Kto wie, czy powodem, że na spotkanie przyszli, była chęć skrócenia czasu na spotkanie osobiste z burmistrzem w magistracie? Trzy miesiące wyczekiwania to jednak bardzo długo.
Podsumowując można śmiało powiedzieć, że biorąc pod uwagę znaczenie PR-owskie spotkania z mieszkańcami, to władza odniosła sukces, pomimo istotnej wpadki merytorycznej pani Ewy Całus. Ale trzeba się też zastanowić, co miało przykryć to wydarzenie? Czego dowiemy się o tworzącym się układzie rządzącym w Wadowicach w najbliższych miesiącach od organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości? Jak na razie Burmistrz tylko wymachuje, jak kijem bejsbolowym, „Raportem pokontrolnym RIO”, ale bez podania konkretów… Czyżby to były tylko ruchy wyprzedzające? Kto, komu i za co zostaną postawione zarzuty czas pokaże…
Krzysztof Sitko